Jestem zdania, że strategia błękitnego oceanu zyskała na popularności wraz z rozwojem technologii. Książka Kim i Mauborgne sprzedała się w 3,5 miliona egzemplarzy, co jest świetnym wynikiem. Siłą tej koncepcji jest jej prostota – każdy rozumie, że błękitny ocean to miejsce bez konkurencji, gdzie tworzy się coś nowego.
Świetnym przykładem z polskiego rynku jest Brand24. Michał Sadowski, którego bardzo cenię, często powtarza w wywiadach, że nie byli nawet 10-tą firmą monitorującą internet. Jednak to właśnie oni odnieśli sukces i teraz podbijają zagraniczne rynki. Dlaczego? Bo sama koncepcja to za mało – liczy się wykonanie 🙂
Uważam, że o błękitnym oceanie można mówić dopiero gdy produkt jest dopracowany i gotowy do skalowania. Kazimierz Krupa z Forbesa zauważył kiedyś, że większym innowatorem niż Steve Jobs był twórca kebaba w bułce. Ciężko się z tym nie zgodzić – ten pomysł został skopiowany na całym świecie 🙂
Z mojej perspektywy firmy internetowe to obecnie jedna z najbardziej docenianych części gospodarki. Inwestorzy, zarówno prywatni jak i instytucjonalni, chętnie w nie inwestują. Patenty i innowacyjność są tu niezwykle cenne, choć sam patent nie gwarantuje sukcesu – potrzebne jest też świetne wykonanie.
Jestem przekonany, że w miarę rozwoju internetu pojawiają się kolejne fazy, które kształtują wielkie przedsiębiorstwa. Weźmy Google – kiedyś była jedną z wielu wyszukiwarek. iTunes z iPodem pokazały, że ludzie dojrzeli do kupowania muzyki online. Teraz mamy Spotify ze streamingiem. To naturalna ewolucja rynku 🙂
Moim zdaniem firmy internetowe to idealne środowisko dla strategii błękitnego oceanu. Jest mnóstwo nisz do zagospodarowania. Wierzę, że im więcej pojawi się błękitnych oceanów w internecie, tym lepiej dla nas wszystkich – użytkowników sieci 🙂
Moim zdaniem we współczesnym biznesie internetowym mamy dwa główne podejścia do konkurencji. Chan Kim i Mauborgne nazwali je czerwonym i błękitnym oceanem. Uważam, że w przypadku firm internetowych oba te podejścia mają swoje miejsce – niektóre firmy kopiują istniejące rozwiązania, inne tworzą innowacje zmieniające rzeczywistość 🙂
Jestem zdania, że strategia błękitnego oceanu zyskała na popularności wraz z rozwojem technologii. Książka Kim i Mauborgne sprzedała się w 3,5 miliona egzemplarzy, co jest świetnym wynikiem. Siłą tej koncepcji jest jej prostota – każdy rozumie, że błękitny ocean to miejsce bez konkurencji, gdzie tworzy się coś nowego.
Świetnym przykładem z polskiego rynku jest Brand24. Michał Sadowski, którego bardzo cenię, często powtarza w wywiadach, że nie byli nawet 10-tą firmą monitorującą internet. Jednak to właśnie oni odnieśli sukces i teraz podbijają zagraniczne rynki. Dlaczego? Bo sama koncepcja to za mało – liczy się wykonanie 🙂
Uważam, że o błękitnym oceanie można mówić dopiero gdy produkt jest dopracowany i gotowy do skalowania. Kazimierz Krupa z Forbesa zauważył kiedyś, że większym innowatorem niż Steve Jobs był twórca kebaba w bułce. Ciężko się z tym nie zgodzić – ten pomysł został skopiowany na całym świecie 🙂
Z mojej perspektywy firmy internetowe to obecnie jedna z najbardziej docenianych części gospodarki. Inwestorzy, zarówno prywatni jak i instytucjonalni, chętnie w nie inwestują. Patenty i innowacyjność są tu niezwykle cenne, choć sam patent nie gwarantuje sukcesu – potrzebne jest też świetne wykonanie.
Jestem przekonany, że w miarę rozwoju internetu pojawiają się kolejne fazy, które kształtują wielkie przedsiębiorstwa. Weźmy Google – kiedyś była jedną z wielu wyszukiwarek. iTunes z iPodem pokazały, że ludzie dojrzeli do kupowania muzyki online. Teraz mamy Spotify ze streamingiem. To naturalna ewolucja rynku 🙂
Moim zdaniem firmy internetowe to idealne środowisko dla strategii błękitnego oceanu. Jest mnóstwo nisz do zagospodarowania. Wierzę, że im więcej pojawi się błękitnych oceanów w internecie, tym lepiej dla nas wszystkich – użytkowników sieci 🙂