Bańki spekulacyjne są naturalnym elementem cyklu koniunkturalnego na rynkach kapitałowych. Pamiętam doskonale bańkę dotcomów z 2000 roku i zastanawiam się, czy możemy spodziewać się podobnego zjawiska w erze web 2.0. Moim zdaniem warto przyjrzeć się temu, jak bardzo zmieniła się rzeczywistość od tamtego czasu 🙂.
Web 2.0 wkradło się do naszego życia niepostrzeżenie. Jestem zdania, że w dzisiejszym świecie technologii jedyną stałą jest zmiana. Pamiętam, jak w 2016 roku mówiliśmy o latających samochodach, które miały być standardem przyszłości. Dziś mamy za to samochody elektryczne i autonomiczne – to pokazuje, jak nieprzewidywalny jest postęp technologiczny. Internet jest szczególnym miejscem takich zmian. Bardzo podoba mi się to, co powiedział Michał Sadowski z Brand24 – że jego pomysł na biznes był może dziesiątym takim na rynku, ale wygrał dzięki świetnej egzekucji.
Spekulacje są nieodłączną częścią kapitalizmu. Zawsze znajdą się ci, którzy zyskują i ci, którzy tracą – to jak dwa końce kija. Jestem przekonany, że pieniądz nigdy nie znika z rynku, tylko przemieszcza się w inne miejsce. Bardzo ciekawe jest to, że choć bańki spekulacyjne wydają się przewidywalne, inwestorzy często dają się ponieść owczemu pędowi.
Co różni potencjalną bańkę 2.0 od bańki dotcomów? Przede wszystkim modele biznesowe są dziś dużo bardziej przemyślane. Pamiętam czasy, gdy wszyscy liczyli tylko na przychody z reklam. Dziś mamy różnorodne modele monetyzacji, choćby subskrypcyjny, który przyjął się nawet w przypadku giganta jak Microsoft.
Jednak mimo większej dojrzałości rynku, niektóre wyceny firm internetowych nadal przyprawiają o zawrót głowy. WhatsApp za 19 miliardów dolarów czy wycena Snapchata na 10 miliardów – to pokazuje skalę współczesnego rynku. Uważam, że nawet jeśli czeka nas bańka spekulacyjna, nie będzie ona tak dramatyczna jak ta z początku wieku. A jak powiedział w jednym z wywiadów Leszek Czarnecki – wartość giełdowa ma znaczenie tylko wtedy, gdy chcemy sprzedać firmę 🙂.